Zmarł Sławomir Mrożek. Wielki dramatopisarz, obserwator otaczającej rzeczywistości, kolekcjoner absurdu. To nieoceniona strata dla polskiej kultury. Jeszcze niedawno oglądał światową premierę swojej najmłodszej sztuki "Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" w Teatrze Polskim w Warszawie. Był wyjątkowo płodnym artystą i wielkim, choć dosyć skomplikowanym człowiekiem, co potwierdzają wydane niedawno "Dzienniki".
Mam nadzieję, że Wydawnictwo Literackie pospieszy publikację nowego tomu z rysunkami Mrożka. Satyra tego artysty na przewrotną rzeczywistość trafia w moje poczucie humoru i mimo głębokiej umowności rysunków - niczego im nie brakuje.
![]() |
Why drew me Slawomir Mrozek, not Leonardo da Vinci? |
![]() |
I'm suffering, understand? |
![]() | ||
Dad, where are we going? Do not ask, just crawl. |
![]() |
Career or child? |
"Tuptam tu, tuptam tam, no i co ja z tego mam?"
Mrożka wszyscy znają z "Tanga", ale gorąco polecam sięgnięcie po inne dramaty. To, co najbardziej sobie w nich cenię to ogromne poczucie humoru, wyczuwalne już podczas lektury dramatu, co nieczęsto się zdarza, bowiem dramatyczny humor wychodzi dopiero na scenie przy pomocy zdolnej obsady aktorskiej i inteligentnego reżysera. U Mrożka jest inaczej - gdy czytam Mrożka olśniewa mnie jego błyskotliwość i uśmiecham się pod nosem. Najczęściej jest to uśmiech zamglony głęboką refleksją, tak jak jest to przy lekturze dramatu "Pieszo", czy "Emigrantów". Mrożek obnaża mechanizmy społeczne i nasze największe wady. Każe uruchomić nam nasze szare komórki - no więc... "Tuptam tu, tuptam tam, no i co ja z tego mam?"...
Jak każdy wielki artysta, mimo iż odszedł, to pozostanie w słowach i dziełach swoich kontynuatorów.
Jak każdy wielki artysta, mimo iż odszedł, to pozostanie w słowach i dziełach swoich kontynuatorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz